Młoda kobieta przy komputerze w nowoczesnym biurze z widokiem na miasto
Przekwalifikowanie do IT – pierwsze dni w nowym biurze jako testerka oprogramowania

Jeszcze trzy lata temu pracowałam na trzy zmiany jako kelnerka w małej knajpce pod Warszawą. Dorabiałam też przy sprzedaży biletów na koncerty, opiekowałam się dziećmi sąsiadów i przez krótki czas nawet rozwoziłam jedzenie na skuterze. Gdyby ktoś wtedy powiedział mi, że dziś będę pracować w klimatyzowanym biurze dużej korporacji jako testerka oprogramowania, prawdopodobnie wybuchnęłabym śmiechem. A jednak – życie potrafi zaskakiwać, a czasem wystarczy spotkać odpowiedniego człowieka, by zacząć wszystko od nowa.

Praca dorywcza – czyli jak wiązać koniec z końcem

Skończyłam liceum i… tyle. Studia nie były dla mnie – nie wiedziałam, czego chcę od życia, a rodzice nie naciskali. Przez kilka lat dryfowałam od jednej dorywczej pracy do drugiej. Pracowałam wszędzie: w kawiarni, na inwentaryzacjach w marketach, na recepcji siłowni. Czasem przez miesiąc miałam trzy różne grafiki, a w kieszeni i tak ledwo starczało na czynsz.

Z jednej strony ceniłam sobie elastyczność. Z drugiej – każdy dzień był stresujący. Nie wiedziałam, czy za dwa tygodnie znów znajdę zlecenie. Nie miałam ubezpieczenia, ani żadnej stabilizacji. I chociaż z zewnątrz udawałam, że wszystko gra – w środku byłam coraz bardziej wypalona.

Spotkanie, które zmieniło wszystko

Poznaliśmy się w najgorszym momencie. Miałam zaległości w czynszu i groziła mi eksmisja. On przyszedł na siłownię, gdzie akurat pracowałam na recepcji. Zaczęliśmy rozmawiać, potem spotykać się poza pracą. Nazywam go dziś moim życiowym mentorem, choć wtedy był po prostu chłopakiem, który dużo wiedział o świecie IT.

Od początku mówił mi jedno: „Masz potencjał. Nie musisz być w tym miejscu już nigdy więcej, jeśli tylko zechcesz się czegoś nauczyć”. Szczerze? Myślałam, że żartuje. Informatyka kojarzyła mi się z trudnymi studiami, matmą i chłopakami w okularach. Ale on pokazał mi inną stronę tej branży.

Pierwsze kroki w stronę IT

Zaczął od prostych rzeczy. Pokazał mi, co to jest tester oprogramowania, czym się zajmuje i jak wygląda taki dzień pracy. Otworzył mi oczy na to, że w IT są też role dla ludzi, którzy nie kodują – a ich praca jest równie ważna.

Codziennie wieczorem, po pracy, siadałam z nim przy laptopie i robiłam małe zadania: sprawdzenie formularza na stronie, zapisywanie błędów w Excelu, symulowanie scenariuszy użytkownika. On tłumaczył mi, co robię dobrze, a co źle. Robił ze mną ćwiczenia, zadawał pytania. Był jak prywatny trener kariery – nie narzucał, ale motywował.

Kurs online – i pierwsze prawdziwe “wow”

Po kilku tygodniach wspólnych nauk postanowiłam zapisać się na kurs online dla początkujących testerów. Kosztował mnie całą wypłatę z miesiąca, ale nie żałuję ani złotówki. Po raz pierwszy poczułam, że uczę się czegoś, co ma sens. Każdy moduł dawał mi satysfakcję i budował pewność siebie.

Uczyłam się podstaw testowania manualnego, pracy z narzędziami typu JIRA i TestLink, poznawałam pojęcia jak „case testowy”, „bug report” czy „regresja”. Dla kogoś z zewnątrz to może brzmieć nudno – ale dla mnie to była przepustka do zupełnie innego świata.

Przekwalifikowanie się do IT – jak wyglądało naprawdę

Nie było to „pstryknięcie palcami”. Nie rzuciłam wszystkiego i nie znalazłam od razu wymarzonej pracy. Przez pół roku dalej pracowałam dorywczo, a po nocach kończyłam zadania z kursów. Chłopak pomagał mi stworzyć CV, w którym zamiast pisać o pracy w kawiarni, skupiłam się na zdobytych umiejętnościach i projektach, które robiłam w trakcie nauki.

Wysłałam kilkadziesiąt aplikacji. Odpowiedziało pięć firm. Dwie zaprosiły mnie na rozmowę. Jedna dała mi szansę jako młodszy tester na okres próbny.

Pierwszy dzień w korporacji

Nigdy nie zapomnę tego uczucia. Nowoczesne biuro, kuchnia z ekspresami do kawy i strefą chilloutu. Miałam swoje biurko, firmowy laptop i słuchawki. Dostałam swojego „buddy’ego” – koleżankę, która pomagała mi wdrożyć się w projekt. Było trudno, stresująco, ale jednocześnie ekscytująco. Każdy dzień dawał mi nowe wyzwania.

To nie była już tylko praca. To był rozwój. Wreszcie czułam, że idę do przodu, że buduję coś na lata.

Rola mentora – niedoceniona, ale bezcenna

Nie był certyfikowanym coachem, nie miał firmowego logo na wizytówce. Ale zrobił dla mnie więcej niż niejeden zawodowy trener kariery. Dzięki niemu uwierzyłam, że mogę coś zmienić. Pomógł mi znaleźć kierunek, a potem trzymał mnie za rękę, dopóki nie nauczyłam się iść sama.

Do dziś śmiejemy się, że to on pierwszy zobaczył we mnie testerkę – zanim jeszcze ja sama wiedziałam, co to znaczy.

Co powiedziałabym sobie sprzed kilku lat?

Że nie warto bać się zmian. Że przekwalifikowanie się do IT nie oznacza od razu zostania programistą – są też role dla ludzi z innymi talentami. Że lepiej popełniać błędy, niż stać w miejscu. I że warto mieć kogoś, kto w ciebie wierzy, zanim jeszcze ty sama zaczniesz.

Dziś – i co dalej?

Minęły dwa lata, odkąd zaczęłam pracę w IT. Dostałam awans na testera średniego szczebla. Mam plan zrobić certyfikat ISTQB i nauczyć się automatyzacji. W weekendy czasem pomagam znajomym, którzy też chcą się przebranżowić – i czuję ogromną satysfakcję, że mogę przekazać dalej to, co kiedyś ktoś dał mnie.

Może to właśnie jest sens całej tej drogi – nie tylko znaleźć swoją ścieżkę, ale też oświetlić ją innym.